Wrażliwość miłosierdzia


HOMILIA DRUGA

Porównanie się do czegoś: „stoi jak słup soli”, „twardy jak kamień”. Wiele takich porównań jeszcze można by było znaleźć. Ale mówi to o tym, że widzimy jakieś cechy w drugim człowieku, których nie potrzeba już inaczej opisywać. I tak się stało, że te trzy dni – tak można powiedzieć – były dla nas bite, tak pomyślała s. Urszula, i s. Wioletta nas wspomaga i jest tu ładna grupa ludzi, którzy myślą o takich porównaniach.

Miłosierny jak Ojciec. Być miłosiernym jak Ojciec. Jak wiecie już z historii, to być miłosiernym jak Ojciec, to też wymaga zjedzenia takiego słupa soli i rozkruszenia tej skały, a więc wymaga czasu. I dzisiaj nabożeństwo biblijne mówi o rodzinie. To, co czytamy w pierwszym czytaniu, ten termin mi się bardzo kojarzy z wykładem z Pisma Świętego, gdzie wykład z Księgi Rodzaju prowadził specjalista. I jak słyszę, jak on mówił o tym momencie, kiedy to Stwórca ukazuje Adamowi kobietę i widzę tego rozpromienionego zakonnika, który bardzo cienkim głosem mówi: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!” (Rdz 2, 23a). To jest zachwyt. Co Bóg stworzył, to było dobre. Ale ten zachwyt jego jest nad kobietą. A z czego się bierze zachwyt? Zachwyt się bierze z pragnienia czegoś. Człowiek wrażliwy może się zachwycić. Człowiek niewrażliwy nie będzie się zachwycał. Niektórzy mówią, że dzisiejszy świat zmierza do tego, by człowiek wyzuć z wrażliwości, by człowiek nie był wrażliwy. Bo brak wrażliwości powoduje, że takim człowiekiem można manipulować. Kiedyś przed laty jeszcze słyszałem, to była wiadomość ze środowisk nowo powstałej Unii Europejskiej, że krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie można przyjąć jeszcze do Unii, bo ludzie się tam jeszcze spowiadają, czyli funkcjonuje u nich jeszcze sumienie. A u człowieka, u które-go funkcjonuje sumienie, jeszcze działa ten instynkt samoobronny, że nie da się wkręcić w jakieś tryby, które będą po-wodowały wystąpienie przeciwko sobie samemu. A dzisiejsza Unia Europejska to: zniszczyć godność człowieka, sponiewierać go, aby można było nim manipulować. To jest celowe. To jest tak jak chcąc zniszczyć naród, rozpijało się go. I ten zachwyt jest nam tak bardzo potrzebny. I ta wrażliwość jest nam bardzo potrzebna, a szczególnie, gdy mówimy o miłosierdziu. Jest to nam bardzo potrzebne. Czy możemy mówić o zachwycie w różnych kategoriach, bo trzeba mieć gust, trzeba mieć smak, żeby mieć wrażliwość. Pamiętam taki pro-gram, który prowadziła Katarzyna Dowbor i byli ludzie reprezentujący różne środowiska. Był między innymi pan Zanussi i wyróżniający się jeden młody człowiek, który wszystko negował, a już jego strój mówił o tym, co chce zaprezentować sobą. I w końcu pojawia się tam spór pomiędzy uczestnikami. Chcąc rozładować ten problem, pani Dowbor mówi: „Panowie, zakończmy to, bo o gustach się nie dyskutuje”. Ale wtedy pan Zanussi się wtrącił i mówi: „Przepraszam, ale to dotyczy tych, którzy gust mają”. Bo jeżeli ktoś gustu nie ma, to trudno mówić – oczywiście z głupotą się nie dyskutuje i tak to można skończyć, ale nie w ten sposób, że o gustach się nie dyskutuje – tego już nie powiedział pan Zanussi w programie telewizyjnym.

Jedną z ostatnich cech miłosierdzia, rozumienia miłosierdzia, praktykowania miłosierdzia, jest wrażliwość. Więc ta wrażliwość miłosierdzia, która pozwoli zrozumieć jego przedmiot pojednania, potrzebę przebaczenia i potrzebę godzenia się. Mamy potrzebę pisania umów, które określają zakres naszych wzajemnych kompetencji wobec siebie, ale to jest zimne. Umowy są zimne. Ciepło jest w relacji między-ludzkiej – tutaj jest ta prawdziwa wrażliwość. I dlatego miłosierdzie to jest to, czym zakończyliśmy wczorajsze spotkanie z grupą naszych rekolektantów, mówiąc właśnie o modlitwie „Ojcze nasz”. „I odpuść nam, jako i my odpuszczamy” – w tym jest wrażliwość, w tym jest odpowiedzialność, w tym jest prawda, w tym jest też i hojność, bo przebaczenie zawsze wymaga hojności, bo to nie jest „odtąd dotąd”. Miłosierdzie, jak mówiliśmy, w obrazie ojca, który ze sprawiedliwości dał synowi to, co się mu należało. A to, co później daje, szatę, sandały i pierścień to już jest hojność. Wrażliwość to sprawia, że człowiek jest hojny. Wrażliwość sprawia więc, że człowiek jest miłosierny. Bądźcie więc wy miłosierni jak miłosierny jest wasz Ojciec, bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec, świętymi bądźcie, i tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, abyście pokazywali domy tym, którzy czują się zagubieni, i tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby ludzie chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby ludzie chwalili Ojca, który jest miłosierny.

Do tego potrzeba mieć jasne poczucie treści swojej misji. Jak ta misja wygląda, jest to tym, co nazywamy prostym i partykularnym powołaniem, bo tutaj się to rozpoczyna. Pokochać swoje powołanie, pokochać siebie, wraz z tym, co Pan Bóg mi przygotował. To też mówi o wrażliwości wobec siebie. Nie mogę siebie traktować byle jak. Musze być ważny dla siebie, to wtedy inni będą ważnymi dla mnie, jeżeli ja będę ważny dla samego siebie. Inni nie mogą być obojętni, bo ja sam dla siebie nie jestem obojętny, co więcej, wtedy inni nie będą mnie traktować obojętnie. Rozważaliśmy tę prawdę, kiedy mówiliśmy, że nikt na spotkaniu z siostrą Martą Wiecką nie był dla niej obojętny. Stąd też ona nie była obojętną dla innych. Dowodem tego jest ta pobożność, która powodowała, że po jej śmierci ludzie gromadzili się przy jej grobie – ci, którzy potrzebowali jej wsparcia. Pozwolić się oddać do dyspozycji innym, tym, którzy mnie potrzebują. To jest to, składanie się w darze dla innych. Rok Życia Konsekrowanego polega właśnie na uświadamianiu sobie tego, że człowiek oddaje się dla innych; bezinteresowny dar z siebie. Na tym polega oddanie się Panu Bogu i siostry to przez cały rok omadlają, przeżywają, rozgłaszają, dzielą się tym i o tym rozmawiają. A całe życie do tego zmierza, do tego pełnego zrozumienia i do tego ponownego zrozumienia tego w sobie. Bo w tym jest to, że nie ma większej miłości jak życie swoje oddać dla innych. W tym realizuje się ostatecznie przecież też miłosierna miłość małżonków, w tym ostatecznie realizuje się miłosierna miłość rodziców i dzieci. I chodzi o to, żeby tak przekazywać te wartości, aby one były realizowane przez dzieci wobec rodziców. Miłość miłosierna.

Dzisiejszy dzień, który mówi nam o rodzinie – i tak się stało, że rozpoczyna się synod o rodzinie i dzień papieski, który mówi, że papież Jan Paweł II to papież rodziny, bo to on mówił o tym, że właśnie rodzina silna Bogiem, naród sil-ny rodziną, Kościół silny rodziną – to są słowa św. Jana Paw-ła II. I my teraz możemy powiedzieć: my musimy być silni miłosierdziem, to jest ta wrażliwość. Nie pozwolić zniszczyć w sobie tej wrażliwości. Być silnym miłosierdziem, bo w tym, jak tak popatrzymy, to mamy to, co mówi Pan Jezus: postępuj wobec innych tak, jak chcesz, żeby oni wobec ciebie postępowali. Prosta zasada, która jest jeszcze przedewangeliczną zasadą. Ale jak ona jest prosta. Taką miarą jaką wy mierzycie, wam odmierzą – to samo mówi Pan Jezus innymi słowami. A więc wrażliwość miłosierdzia, o której mówił święty Jan Paweł II tutaj w Łagiewnikach: „Wrażliwość miłosierdzia jest to odpowiedzialne myślenie o drugim człowieku” – na tym to polega. Jest to odpowiedzialne myślenie o sobie samym. Jest to wysiłek zmierzający do tego, aby Boże miłosierdzie dotarło do każdego człowieka. Jest to wysiłek, aby dotrzeć do człowieka, również tego, który jest w potrzebie. Do człowieka ubogiego. Nie można się zadowolić tym, co nam proponuje dziś świat, żeby tylko o własne dobro dbać, ale żeby zostać człowiekiem wolnym i być człowiekiem doświadczającym własnej godności.

Rozpoczęliśmy spotkania czytaniem Ewangelii o synu marnotrawnym, czy też o miłosiernym Ojcu. Dzieliliśmy ten tekst na wiele części, w których gdzieś tam możemy się dopasowywać, jacy i my jesteśmy. Ale niech i tak zostanie świadomość tego syna. Wstanę i pójdę do mojego ojca – w tym już jest dynamizm miłosierdzia. Ja wstanę i pójdę do ojca i nie dlatego, żeby żebrać miłosierdzia, ja wstanę i pójdę, bowiem nie jestem już godzien nazywać się jego synem, za-traciłem swoją godność. W tym jest wielki dynamizm, dialog, który rozpoczął się zanim doszło do spotkania z ojcem. Pozwólmy na ten dialog sobie, pozwólmy na ten dialog innym wobec nas, niech on się dzieje, abyśmy byli jego świadkami i może czasami kierowali się tym dialogiem, bo to wszystko dąży do pojednania. To wszystko dąży do pokoju u człowieka, to wszystko dąży do tego, że gdzieś w którymś momencie zrozumiemy co znaczy to „jak”. Jeżeli wiemy, co znaczy stać sobie, jeżeli wiemy, co znaczy być takim twardym jak ka-mień, to być miłosiernym tak jak Ojciec. I zobaczymy, jak to jest bogate, bo życia nie wystarczy, aby to wszystko opisać, opowiedzieć, bo każdy dzień będzie nam to trochę inaczej mówił o tym „jak”. Ale to jest taka niekończąca się historia, historia miłosierdzia, kształtowana przez naszą wrażliwość. Wrażliwość wiary, wrażliwość nadziei i wrażliwość miłości. Umacniajmy się nawzajem w tej wrażliwości, bo w tym jest to „jak” – jak Ojciec. Miłosiernym być jak Ojciec.