O wartości słowa w życiu św. Katarzyny Laboure.

Motto:Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. […] Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata (Jk 1, 19. 26-27).

Powracamy do postaci św. Katarzyny Labouré – do faktów już przypomnianych, a zwłaszcza do jej naturalnej powściągliwości i oszczędności w słowach: Mówiła tylko to, co trzeba było powiedzieć i nic więcej – zeznawał jeden ze świadków. Kiedy usiłowano przeniknąć sekret jej życia, odpowiadała: Nie mówcie trzy po trzy. Gdy postulantki nakłaniały ją do wyznań i prosiły: Siostro, powiedz nam coś o Najświętszej Dziewicy – odpowiadała: A więc, moje dziewczęta, wykorzystajcie dobrze wasz pobyt w seminarium i módlcie się gorliwie do Matki Bożej. A jednocześnie milczenie, które zachowywała w obecności sióstr, a zwłaszcza wobec osób świeckich, chętnie przerywała w obecności ubogich, których wspierała i pocieszała również słowem. Ale przecież też nie milczała jak grób w obecności współsióstr – i mówiła do nich w sposób bardzo otwarty. Gdy zauważała ich zaskoczenie czy zażenowanie (była bowiem wrażliwa i uważna) – zaraz przepraszała: Widzę, że jestem pełna pychy. Ktoś mówił o niej: Chętnie służyła pomocą i radą, wchodziła w szczegóły sprawy, nie szczędząc swojego czasu. Gdy zaś chciano z nią pogawędzić jedynie dla zabicia czasu, bardzo prędko z uroczą prostotą ucinała rozmowę.

A jakie są nasze słowa? Używając słów św. Jakuba Apostoła: czy zachowujemy siebie samych nieskalanymi od wpływów świata? Św. Jakub, co prawda, wydaje się mieć wręcz obsesję dotycząc grzechów języka (i dlatego w jego liście znajdziemy wiele cennych uwag na interesujący nas temat) – ale też myślę, że byłby jeszcze bardziej zbulwersowany, gdyby przyszło mu posłuchać współczesnych chrześcijan. Bo jak wygląda to „mówienie” współczesnych uczniów Chrystusa? Tu rzecz nie tylko w słownej agresji czy wulgaryzmach. Równie dobrze można pytać: o czym i jak się rozmawia? Rozmawia się zwykle o cudzych grzechach: jacy to ci inni są niemożliwi, jacy straszni, jacy nieznośni, jak źle mnie traktują, jakich to krzywd i niesprawiedliwości, choćby i urojonych, doznaję od bliźnich. Właśnie ja doznaję od moich bliźnich!

Jakże często klepiemy byle co. Mówimy, co ślina na język przyniesie, co się nam wydaje, co jest dla nas korzystne w danej chwili, co jest odbiciem naszego egoizmu… Gdybyśmy się czasem zastanowili nad naszymi słowami, właśnie tymi wypowiadanymi bez większego zastanowienia, być może ogarnęłoby nas przerażenie? Czy nie dlatego Pan Jezus mówił: Z każdego niepotrzebnego słowa, jakie wypowiedzą ludzie, będą musieli zdać sprawę przed Bogiem (por. Mt 12, 36).

Czasem mówimy, że młodzież jest niedobra. I pytamy: gdzie oni się tego nauczyli? Właśnie: gdzie? Jeden z księży, proboszcz wiejskiej parafii, gdzieś na peryferiach diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, opowiadał kiedyś ciekawą, nieco przewrotną i na pewno pouczającą historię. Otóż w starszych klasach podstawówki ów ks. Proboszcz na katechezie zorganizował oryginalny konkurs. Konkurs miało wygrać dziecko, które napisze na kartce najwięcej brzydkich słów – przekleństw, wulgaryzmów itd. I cóż się okazało? Konkurs wygrał chłopiec, największy zresztą łobuz, który uzbierał ponad 70 brzydkich słów (nie do wiary!). Najsłabsi w konkursie – niektóre dziewczęta – mieli tylko 30 takich słówek. Ale to nie był jeszcze koniec konkursu. Teraz dzieci miały napisać, skąd te słowa znają. I cóż się okazało? Jak myślicie – kto w tej konkurencji wygrał? Koledzy w szkole? Jakieś przypadkowo spotkane podejrzane typy? Może ojciec? Nic podobnego. Wygrały… matki. Dzieci bez żadnych skrupułów pisały, że kochane mamusie były pod tym względem najlepszymi nauczycielkami…

Oto potęga naszego oddziaływania na bliźnich – dobrego i złego. Również słowem. Św. Katarzyna Labouré doskonale o tym pamiętała. Dlatego mówiła tylko tyle, ile było konieczne. Do ks. Aladela, swojego spowiednika i powiernika, mówiła: Najświętsza Panna chce, abyś założył pewien zakon, będziesz jego założycielem i kierownikiem. Jest to Bractwo Dzieci Maryi. Najświętsza Panna obdaruje cię łaskami. Gdy współsiostra wątpiła w fizyczną obecność Maryi podczas objawienia – mówiła: Moja droga Siostro, siostra, która widziała Najświętszą Pannę, widziała Ją jako żywą, podobnie jak my się teraz widzimy. Tyle – i tylko tyle.

A jaka jest nasza mowa? Pomyślmy na przykład, jakie są nasze rady dawane innym. Czy wśród wielu cennych i wartościowych rad, rad w duchu Bożym, nie ma przypadkiem i szkodliwych. Bo idących drogą ludzkiego tylko myślenia i oceniania. Dla przykładu: czasem łatwo użalić się nad kobietą umęczoną małżeństwem i wylewającą wszystkie swoje żale – tak łatwo przytaknąć i powiedzieć: Tak, tak, oczywiście, nie ma innego wyjścia, jak tylko rozwód… Tak łatwo przytaknąć zgorzkniałej sąsiadce, narzekającej na swojego szefa w pracy: Tak, tak, oczywiście, on na pewno się na ciebie uwziął… Gdy jest się jeszcze zmęczonym – najłatwiej przytaknąć i pozbyć się intruza, który zakłóca spokój. O ileż trudniej wzbudzić wiarę czy umocnić wiarę pokładana w Bogu, skierować myślenie przygnębionego człowieka ku pobudkom nadprzyrodzonym czy wartości krzyża. O ileż trudniej myśleć o autentycznym dobru duchowym bliźniego, o jego zbawieniu, któremu mają służyć moje rady. O ileż trudniej zaoferować konkretną pomoc… Ale czego od nas oczekuje Pan Bóg? Przecież o to nieustannie musimy się pytać.

Rady dawane bliźnim. Jest taki fragment Ewangelii, przedstawiający faryzeuszy, którzy – w najlepszej wierze – zwracają uwagę Panu Jezusowi, że nie umył rąk przed jedzeniem, jak nakazuje wykładnia Prawa, i są tym wielce zgorszeni. Co Pan Jezus mówi na temat ich dobrych rad? Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycjiTen lud czci Mnie tylko wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie. Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi (por. Mk 7, 6-9). Nasze rady: czy są tylko ludzkimi opiniami – czy też podpowiedziami wedle myśli Bożej?

Są takie mądre przysłowia: Mówienie jest srebrem, a milczenie jest złotem. Czy wierszyk (z pamiętnika): Dużo słuchaj, mało mów. Bo dwoje uszu masz do słuchania, a jedną buzię do gadania. Te wszystkie przysłowia są echem słów św. Jakuba: człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia.

Ale nieskory do mówienia – nie znaczy: milczący jak grób. Bo milczenie może być wyrazem braku akceptacji drugiego człowieka, wyrazem egoizmu, braku pokory i wzajemnej miłości, wyrazem wewnętrznego zakłamania. Bo, niestety, bywają ludzie, którzy potrafią milczeć. Milczeć jak zaklęci! Potrafią swoim milczeniem ranić najbliższych i przyprawiać ich o chorobę! Obyśmy nigdy nie znaleźli się w ich gronie!

Ale też chętny do słuchania – nie znaczy: gotowy do słuchania byle czego! Bo bywają ludzie, którzy potrafią słuchać: słuchają wszystkie atrakcyjne programy radiowe, oglądają telewizję od rana do wieczora, ulubioną gazetę czytają od deski do deski, a w wolnych chwilach pławią się w Internecie. Pozwalają, by zalał ich ocean słów. Ale ile te słowa są warte? Wiele by o tym mówić.

Musimy pamiętać, że żyjemy w czasach szalonej dewaluacji słowa. Najlepiej widać to w reklamach: tam słowa nie niosą treści, one mają wywoływać emocje. Jaką treść zawiera zdanie: prawdopodobnie najlepsze piwo na świecie? Albo: proszek do prania lepszy od wszystkich wiodących proszków? Dlaczego nie ma już masła? Bo nie ma – jest tylko masło ekstra, masło wyborowe, masło śmietankowe. Dlaczego nie ma już prawdy – jest tylko najprawdziwsza prawda, szczera prawda… Słowo w końcu nic nie znaczy – dlatego wszystkie nasze deklaracje muszą być potwierdzone podpisem, odciskiem palca i zdjęciem. Państwo zresztą i tak nie wierzy temu, co podpisujemy i domaga się kolejnych urzędowych odpisów, pokwitowań i zaświadczeń dla potwierdzenia papierów, które wcześniej podpisaliśmy. To jest chore – ale tak jest…

Jeżeli św. Jakub zachęca nas do słuchania – to ma na myśli słowo, które ma moc zbawić dusze nasze. Słowo, które jest zapisane na kartach Pisma św. i pism Ojców Kościoła, w pismach i konferencjach naszych świętych, słowo zawarte w duchowych lekturach i słuchane podczas nabożeństw. Słowo, które Bóg kieruje do człowieka. Słowo odwiecznej Mądrości… Za tym Słowem musimy nieustannie tęsknić, tego Słowa musimy wytrwale szukać. Zresztą, rzecz niewątpliwie również w umiejętności wsłuchiwania się w milczenie – milczenie świętych obrazów, tabernakulum, świętych miejsc. Czasem wystarczy kilka milczących chwil przed tabernakulum, aby inaczej spojrzeć na świat: bo Bóg do mnie przemówił! Św. Katarzyna Labouré wiedziała o tym od młodości: przynajmniej od czasu, gdy starała się codziennie wędrować z rodzinnego Fain na Mszę św. w kaplicy w Moutiers-Saint-Jean (cała droga wynosiła w sumie około 4 kilometrów), a w kaplicy długo klęczała na gołej posadzce, co zostało jej zwyczajem aż do śmierci.

Chrystus Pan niejednokrotnie pouczał o wielkim ciężarze moralnym każdego wypowiedzianego słowa. Przypomnijmy sobie scenę z bogatym młodzieńcem: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Słyszy w odpowiedzi: Czemu nazywasz mnie dobrym? Sam tylko Bóg jest dobry! (Mk 10, 18). Czyżby Jezus nie był dobry? Albo: czyżby nie był Bogiem? Otóż, Chrystusowe żachnięcie się było zwróceniem uwagi na głęboki sens tego słowa, na jego właściwy ciężar: gdy mówimy, że ktoś jest dobry – powinniśmy czynić to ze świadomością, że wszelkie dobro w Bogu ma swoje źródło. Że słowo dobry ma sens tylko w odniesieniu do Boga…

Podobnie jest ze słowami o znaczeniu wręcz przeciwnym: one też mają właściwy sobie „ciężar”. Pan Jezus mówił bardzo jasno: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A ja wam powiadam: każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Pusty łbie», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego (Mt 5, 21nn).

Oto „ciężar” każdego słowa. Bo wiadomo: Słowo wylatuje ptakiem, a wraca wołem – jak mawiali dawni i niegłupi Polacy. Oby ten spadający wół kogoś z nas o śmierć nie przyprawił…

Św. Wincenty a Paulo kwestię właściwego używania języka umieszczał w cnocie prostoty, którą łączył z roztropnością. Niech jego modlitwa o te cnoty zakończy nasze rozważanie:

O słodki Jezu! Ty przyszedłeś na świat, żeby nas nauczyć roztropności Boskiej, a usunąć światową; Zgromadzenie nasze wzdycha ciągle za łaską zachowania Twoich maksym, urobienia się według Twego wzoru i postąpienia na drodze doskonałości, jaką mu wskazałeś; oto całe jego pragnienie i żądanie. Daj nam, Panie, udział w Twych Boskich, w Twych wzniosłych cnotach, napełnij każdego z nas pragnieniem, żeby się stawać coraz to roztropniejszym, ale po chrześcijańsku. Oto modlitwa, którą do Ciebie zanosimy w jedności serc i z ufnością dzieci w dobroć swego Ojca. Przedstaw łaskawie Majestatowi Ojca Przedwiecznego nasze pragnienia i chęci, słowa i uczynki, niechaj z nich ma wieczną chwałę. Amen.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s