Motto:Bo kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie. Niech każdy bada własne postępowanie, a wtedy powód do chluby znajdzie tylko w sobie samym, a nie w zestawieniu siebie z drugim. Każdy bowiem poniesie własny ciężar (Gal 6, 3-5).
Św. Wincenty a Paulo powie, że pokora polega na umiłowaniu pogardy samego siebie, na pragnieniu własnego poniżenia, tak iż człowiek dla miłości Jezusa Chrystusa cieszy się nawet, gdy go spotka upokorzenie. Zaś zasadniczą i właściwie jedyną pobudką do praktykowania tej cnoty ma być przykład samego Zbawiciela. Trudno to wszystko przyjąć – stwierdzał to już Święty Założyciel Zgromadzeń Księży Misjonarzy i Sióstr Miłosierdzia. Bo rzeczywiście – nie bardzo to do nas przemawia: umiłowanie własnego poniżenia, uznanie własnego ubóstwa w obliczu Boga. Przecież każdy człowiek jest wielką wartością. Tak wielką, że Bóg nie wahał się własnego Syna ofiarować dla ratowania człowieka – ale też nasze stworzenie, zbawienie, wyniesienie, obdarzenie przybranym dziecięctwem Bożym – czy to wszystko nie jest darem Łaski? Co masz, czego byś nie otrzymał – napisze św. Paweł. Sami z siebie mamy jedynie nasze ubóstwo. Jeżeli sobie je uświadamiamy – rodzi ono pokorę. Pokora zaś otwiera na działanie Łaski.
Chociaż świat żywi wątpliwości dotyczące pokory – my zgodzimy się za św. Wincentym, że nasze «ja» skłania nas nieustannie do zajmowania wyższego miejsca niż to, którego rzeczywiście jesteśmy warci. We własnych oczach chcemy siebie uważać za tych najlepszych: najuczciwszych, najpobożniejszych, najmądrzejszych, najpracowitszych, najlepiej się nadających do tego czy owego… A jeszcze jak porównamy się z drugimi – to hoo, hoo… A niech tylko ktoś spróbuje się wychylić i okazać lepszym ode mnie, pod jakimkolwiek względem, to zaraz sprawa staje się oczywista: oto nadęty pyszałek, którego należałoby czym prędzej skrócić o głowę! Tak – niestety – często bywa między ludźmi.
Tymczasem dla św. Katarzyny Labouré pokora była czymś zwyczajnym i naturalnym. Po objawieniach z 1830 roku prowadziła nadal życie proste, ukryte. Chciała pozostać nieznaną – i pozostała nieznaną. Przez długi czas nie znano nawet w Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia imienia siostry, której Najświętsza Maryja Panna zleciła zaszczytne posłannictwo. Starała się pozostać w cieniu, aby nie narazić się na utratę skromności i pokory. Odmówiła spotkania się z arcybiskupem Paryża i udziału w rozpoczętym przez niego badaniu sprawy objawień. Potem nie zgodziła się na spotkanie z nawróconym przez Maryję żydem Alfonsem Ratisbone. Nie odpowiadała na podchwytliwe pytania współsióstr. Ks. Aladel – jej spowiednik – zaświadczył, że powodem milczenia w sprawie objawień była jej głęboka pokora. Dlatego bez szemrania od roku 1831 do końca życia pracowała w zakładzie dla starców na paryskim przedmieściu. Dlatego żadna praca, choćby najcięższa, nie przerażała jej. Nie zważała na zmęczenie. Pracowała w kuchni, w pralni, w gospodarstwie, obsługiwała starców, pełniła dyżur przy furcie. A w kontaktach z ubogimi, mającymi różne słabości, okazywała zawsze łagodność, delikatność i uprzejmość.
Św. Katarzyna wiedziała, że tego oczekuje od nas Jezus. Jezus, który jakże często nawoływał do pokory: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca (Łk 14, 8). O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj (głosi mądrość wieków) – i nie odnosi się to tylko do miejsc materialnych. Słowa te odnoszą się równie dobrze, a może przede wszystkim do tych miejsc, które nasza pycha pragnęłaby zająć w opinii i poszanowaniu drugich, i to na własną zgubę: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony (Łk 14, 11).
W Ewangelii według św. Marka znajdujemy charakterystyczny fragment: w Kafarnaum, w domu Jezus zapytał uczniów: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy (Mk 9, 33-34). Przypomnijmy też sobie prośbę synów Zebedeusza: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». I – jak opowiada Ewangelista – gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana (zob. Mk 10, 35nn). Ale czy czynili to z wewnętrznego poczucia niestosowności takiej prośby – czy może dlatego, że uważali pierwsze miejsca za bardziej odpowiednie dla nich? Oto jest pytanie… I czy sami nie przypominamy często Apostołów – właśnie w tym przekonaniu, że właściwie to JA jestem tym najbardziej godnym pierwszego miejsca u boku Chrystusa w Królestwie Jego Ojca. No, może po Matce Bożej i kilku największych świętych. Chociaż – tak jak dziesięciu Apostołów – głośno to może nie bardzo bym się do tego przyznał…
Warta rozważenia jest reakcja Jezusa, gdy tak Apostołowie kłócili się o swoją wielkość. Owszem – Jezus wyjaśnił: kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich (Mk 10, 43-44). Ale za chwilę Chrystus obejmie ramionami dziecko i powie: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje (Mt 18, 3-4). I jakby tego było jeszcze mało – Jezus będzie mówił im: Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Łk 18, 17).
To ważne słowa. O co w nich chodzi? Jezus już tyle razy pouczał Apostołów, na czym polega pójście za Nim. Mówił: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem (Mt 11, 29) – a to wszystko spływało po nich jak woda po kaczce. Pokłócili się o swoją wielkość. Dlatego Jezus podjął jeszcze jedną próbę przekazania im, w czym rzecz: mają się stać jak dzieci.
Cóż ma pokora do dziecka? Oj, chyba bardzo wiele. Dziecka zwykle nie sadza się na pierwszym miejscu i ani mu w głowie takie ambicje. Dziecko nie ma pierwszego i ostatniego słowa w rozmowie. Dziecko – nawet jeśli ma fałszywe wyobrażenie o sobie – zwykle łatwo i bezboleśnie potrafi przyjąć sprostowanie tych wyobrażeń. Dziecko jest otwarte na świadectwo innych, jest gotowe wciąż się uczyć. Dziecko – jeśli jest właściwie wychowywane – nawet najpodlejszych prac służebnych względem drugich nie będzie uważało za uwłaczające jego godności. Dziecko nie służy jeszcze swoim zachciankom, lecz podporządkowuje się życzeniom i zamierzeniom rodziców. Dziecko ma do nich nieograniczone zaufanie. Dziecko – nawet jeśli marzy o swej wielkości, wynikać ma ona z jego służby drugim: wyobrażą sobie siebie jako wielkiego człowieka, ale wielkiego dlatego, że pokonało złośliwego wroga, obroniło pokrzywdzonego, uczyniło świat lepszym. Przypomnijmy sobie (jeśli potrafimy) świat naszych dziecięcych bajek i dziecięcych marzeń. Jeśli powiemy, że dzisiaj dzieci są inne – powiem: może to i prawda, ale czy nie jest to skutkiem niewłaściwych oddziaływań wychowawczych? Jezus zapewne miał do czynienia z normalnymi dziećmi – tzn. uczonymi normalnego odniesienia do świata dorosłych – ale to nie zmienia istoty rzeczy. Wiemy, o co chodzi, gdy Jezus mówi: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci.
Mamy być jak dzieci. Patrzeć wzrokiem dziecka. Abyśmy nie stali się ludźmi małostkowymi, zagubionymi w swoich aspiracjach i ambicjach. Śmiesznymi – bo nie zauważającymi, co jest najważniejsze.
Lekcję takiego patrzenia na świat, bliźnich i siebie dają nam nieustannie świeci. Św. Paweł, Apostoł Narodów, który całe życie strawił na prowadzeniu ludzi do Jezusa i krótko przed śmiercią nie wahał się napisać: odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości (2 Tm 4, 8) – w innym miejscu napisze: nie jestem godzien zwać się apostołem (1 Kor 15, 9), czy: spośród grzeszników ja jestem pierwszy (1 Tm 1, 15). Albo św. Wincenty a Paulo: jakże często, głosząc konferencje swoim duchowym synom, będzie stwierdzał, że nie jest godzien ich pouczać, gdyż sam jest największym grzesznikiem i gorszycielem wszystkich. Albo św. Bernadetta Soubirous: Jeżeli Święta Dziewica wybrała mnie, to dlatego, że byłam najbardziej niewykształconą. Gdyby znalazła gorszą ode mnie, wybrałaby ją. Albo św. Katarzyna Labouré: Co, ja uprzywilejowana? Przecież nie ze względu na mnie ukazywała się Najświętsza Maryja Panna. Św. Katarzyna pewnie podpisałaby się pod słowami św. Bernadetty: Co robi się z miotłą, gdy kończy się sprzątać? Gdzie się ją stawia? Stawia się ją w kącie za drzwiami. A więc ja jestem potrzebna Świętej Dziewicy jak miotła. Gdy mnie już nie potrzebuje, stawia za drzwiami. Tam jestem i pozostanę.
Podobne fakty można odnaleźć w życiu innych świętych. I przecież te zachowania nie były obliczone na poklask widowni czy budzenie podziwu, lecz wynikały z prawdziwego przekonania o własnym ubóstwie w obliczu Boga, o tym, że wszelkie dobro jest łaskawym darem Boga, któremu należy się bezgraniczna wdzięczność. Ks. Aladel pisał o św. Katarzynie: Rzetelnie pobożna wśród sióstr, które pokazywały, że są pobożniejsze niż ona. Rzeczywiście – jak mówiła jej współsiostra: Miłość Boga u siostry Katarzyny nie była na pokaz. Była wierną uczennicą św. Wincentego, który w liście do ks. Pesnella pisał: Strzeż się przypisywania sobie dobrych dzieł. Byłoby to kradzieżą i niesprawiedliwością wobec Boga, który jest sprawcą wszelkiego dobra. Święci po prostu poważnie potraktowali wezwanie swojego Mistrza: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem…
Do czego prowadzi brak cnoty pokory? Nie musimy szukać daleko. Wystarczy przypomnieć opowieść Pana Jezusa o faryzeuszu i celniku: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!» Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. (Łk 18, 10-14). Bez pokory człowiek oddala się od Boga nawet tego nie zauważając. W najlepszym wypadku staje się bezduszną maszyną do wykonywania poleceń i zachowywania litery prawa, zamkniętą jednak na autentyczne troski i potrzeby bliźnich. Mniej lub bardziej uświadamiając to sobie – taki człowiek w sobie widzi ośrodek, pępek świata. Czy można wówczas mówić o postawie gotowości do pomocy i do służby? A bez tego nie ma chrześcijanina.
Jest taki dramat Romana Brandstaettera Dzień gniewu, opowiadający o czasach wojny. Jeden z jego bohaterów, oficer SS, stawia pytanie:
Czy człowiek może budować swoje życie
Ze samych zwycięstw, defilad i oklasków?
Z radosnych marszów i samochwalnych przemówień?
Czy może? Odpowiedzmy sobie sami…
Raz jeszcze powtórzmy za św. Pawłem: Bo kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie. Niech każdy bada własne postępowanie, a wtedy powód do chluby znajdzie tylko w sobie samym, a nie w zestawieniu siebie z drugim. I zakończmy modlitwą św. Wincentego o pokorę: Ojcze przedwieczny, któryś chciał, by Syn Twój wziął nasze ciało, by się stał do nas podobnym: in similitudinem hominum fatus et habitu inventus ut homo [stał się podobnym do ludzi i w zewnętrznej postaci został uznany za człowieka], okryj nas cnotą pokory, abyśmy się stali podobnymi do Niego. Amen.