O wartości milczenia w życiu św. Katarzyny Laboure.

Motto: Niejeden milczący został uznany za mądrego, a innego skutkiem wielomówstwa znienawidzono. Jeden milczy, bo nie wie, co odpowiedzieć, a drugi milczy, gdyż umie czekać na stosowną chwilę. Człowiek mądry milczeć będzie do chwili odpowiedniej, a chełpliwy i głupi ją lekceważy. Kto w mówieniu miarę przebiera, odrazę budzić będzie, a ten, co na wszystko sobie pozwala, popadnie w nienawiść (Syr 20, 5-8)

Św. Katarzyna Labouré nazwana został także „Świętą milczenia”. Nie bez powodów. Była tak oszczędna w słowach, że nie było trudno o pomyłkę. Ks. Aladel w 1836 roku oświadczył podczas badania: Jest apatyczna. Być może była apatyczną – jeżeli „apatycznym” nazwie się charakter spokojny, pozbawiony cienia egzaltacji. Wydaje się, że otoczenie Świętej było jakby zdezorientowane jej zachowaniem: jej naturalną powściągliwością i oszczędnością w słowach: Mówiła tylko to, co trzeba było powiedzieć i nic więcej – zeznawał jeden ze świadków. Kiedy usiłowano przeniknąć sekret jej życia, odpowiadała: Nie mówcie trzy po trzy. Gdy postulantki nakłaniały ją do wyznań i prosiły: Siostro, powiedz nam coś o Najświętszej Dziewicy – odpowiadała: A więc, moje dziewczęta, wykorzystajcie dobrze wasz pobyt w seminarium i módlcie się gorliwie do Matki Bożej. A jednocześnie milczenie, które zachowywała w obecności sióstr, a zwłaszcza wobec osób świeckich, chętnie przerywała w obecności ubogich, których wspierała i pocieszała także słowem, nie zdradzając nigdy sekretów swego życia wewnętrznego. Jednocześnie, gdy była taka potrzeba, mówiła – i mówiła do współtowarzyszek w sposób bardzo otwarty, co powodowało ich zaskoczenie czy zażenowanie. Wynikające pewnie z tego, że rzadko słyszały Katarzynę wypowiadającą się, i to wypowiadającą się bardzo swobodnie. Co zauważała i zaraza przepraszała, mówiąc: Widzę, że jestem pełna pychy. Ktoś mówił o niej: Chętnie służyła pomocą i radą, wchodziła w szczegóły sprawy, nie szczędząc swojego czasu. Gdy zaś chciano z nią pogawędzić jedynie dla zabicia czasu, bardzo prędko z uroczą prostotą ucinała rozmowę.

Żyjemy w czasach, w których coraz trudniej o ciszę. Dziś człowiek zdaje się nie lubić, więcej: wręcz nie znosić ciszy! Na uszach młodych, ale i starszych ludzi słuchawki, słuchawki, słuchawki… Ulice wielkiego miasta: mieszkający od strony ulicy mogliby coś powiedzieć nie tylko na temat spalin, ale i potężnego huku (kiedyś się zastanawiałem, dlaczego w mieszkaniach krakowskich często śmierdzi – a to mieszkańcy, po prostu, nie otwierają okien). A szkoły? Nauczyciele, oczywiście, kiedyś będą należeli do grupy ludzi przygłuchych. Których, zresztą, będzie bardzo dużo…

Ale rzecz nie tylko we wszechobecnym hałasie, głośnych rozmowach czy hałaśliwej muzyce. Chodzi o pewną rzeczywistość, bez której nie potrafimy żyć. Taki człowiek – gdy znajdzie się nagle w jakimś cichym zakątku, czuje się nienormalnie, nieswojo, nierealnie. Przegrany na wojnie z wszechobecnym hałasem – czuje się jak ptaszek z bajki Krasickiego, który został wypuszczony z klatki na wolność po latach niewoli: nie może się odnaleźć. I dlatego niewolnik decybeli nie może się obejść bez hałasu nawet idąc do parku czy do lasu, na ulicy albo i w szkole – musi mieć swoją empetrójkę, swoją komórkę i swoje słuchawki. Dobrze, jak jeszcze słucha wszystkiego przez słuchawki, bo świadczy to przynajmniej o jako takiej kulturze. Ale o zdrowiu psychicznym to nie świadczy. Bo to są objawy choroby: gdy ktoś boi się przestać mówić, zaczyna się bać braku znajomych dźwięków, i zaczyna bać się ciszy!

Właśnie: kultura bycia. Człowiek wrażliwy na piękno, zwłaszcza na piękno przyrody – będzie szanował panującą ciszę i będzie żądał, by nikt jej nie mącił. I będzie umiał milczeć – i uszanuje ciszę, by… usłyszeć ciszę. By usłyszeć szum morza, szelest traw, śpiew ptaków. Podobnej postawy wymaga obcowanie z Bogiem, który (zresztą) jest największym pięknem i najwyższą mądrością. Trzeba najpierw wyciszyć się, jeśli chce się dopuścić do głosu Pana Boga i nie zagłuszyć Jego Słowa. Tego uczy nas św. Katarzyna Labouré.

Dlaczego tak ważna jest umiejętność wyciszenia się? Dla nas jest ważna przede wszystkim dlatego, że bez niej nie da się usłyszeć Pana Boga. I dziś bardzo wielu ludzi odchodzi od Boga właśnie dlatego: nie słyszą Go w swoim sercu, w swoim sumieniu, i w swoich uszach też. Nawet jak idą do kościoła, to nic nie słyszą: nie powtórzą ani jednego zdania z kazania czy z Ewangelii. Dlaczego? Bo zatracili zdolność słuchania: oni już nie słyszą nic i nikogo – tak dalece zagłuszył ich wszechobecny hałas.

Jeżeli więc mamy się wyciszyć i pomilczeć – to jest to dla nas droga do celu: do lepszego słuchania Boga i służenia Mu. A Bogu służymy i śpiewem i rozmową – ale czy zawsze? Zawsze aktualny jest nakaz św. Pawła: „Cze jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Nie zawsze też milczenie jest wyciszeniem się: znamy ludzi milczących, których twarze zdradzają, że ich milczenie jest jak przeciągnięta struna albo odbezpieczony granat. Albo zdradzają fakt duchowej pustki: w głowie pusto, a z pustego i Salomon nie naleje… Ale jest i inne milczenie: podobne jest do butelki dobrego wina, której korek wyjmuje się w odpowiednim czasie, by podać smakoszom odrobinę drogocennego płynu. Wtedy jest tak, jak pisał Mędrzec: dowodem wielkiej mądrości jest mówić w stosownym czasie.

Wzorem dla nas będzie sam Jezus Chrystus. Gdy to uczynił [tj. odprawił tłumy], wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał (Mt 14, 23). Zwykle nawiązuje się do tej sytuacji, gdy jest mowa o modlitwie – ale ta sytuacja ilustruje nie tylko modlitwę Pana Jezusa, ale cała Jego postawę wobec życia: to chwile ciszy i świętego milczenia nadają wartość i smak naszej aktywności.

Ponieważ jesteśmy dziećmi epoki, w której króluje hałas i zgiełk – musimy przypominać sobie o tym, co wydarzyło się prorokowi Eliaszowi: Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana – usłyszał. A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura, rozwalająca góry i druzgocąca skały, szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: „Co ty tu robisz, Eliaszu?” Eliasz zaś odpowiedział: „Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga zastępów” (1 Krl 19, 11-14). O co chodzi? Otóż nasze zachowanie jest czasem tworzeniem burzy, trzęsienia ziemi i ognia. Ale Boga wtedy nie spotkamy. Boga spotkany w ciszy.

Św. Katarzyna Labouré podąża wiernie śladem Ojca Założyciela, św. Wincentego a Paulo, który mówił: Zachować milczenie to znaczy to samo, co słuchać Boga, mówić do Niego i być z Nim. Milcząc, uciekamy od kłopotów i od ludzi, aby Boga lepiej usłyszeć. Celem więc milczenia jest zachować skupienie, aby usłyszeć Boga mówiącego. Mamy tu dwa elementy chrześcijańskiego rozumienia ciszy: adorację i modlitwę – oba osiągane przez milczenie. Adoracja – to zwrócenie uwagi na Boga, na sprawy najważniejsze, oderwanie się od rzeczy błahych i spraw drugorzędnych. I modlitwa – czyli „odejście na górę”, by słuchać Ojca, uciszenie siebie, aby przyjąć Jezusa. Dopiero, gdy człowiek umie się skupić i umie się modlić – może sensownie działać. Bo dopiero wówczas nasze działanie może być odkrywaniem i realizowaniem Bożych zamiarów, Bożego powołania.

Dotyczy to również i przede wszystkim naszego udziału w Eucharystii. Kiedyś zespół młodzieżowy o nazwie Manitou śpiewał w jednej z piosenek: Chciałbym ciszę znaleźć w domu, by w niej schować smutku ból. Tylko cisza może pomóc rozbić samotności mur. Gdyby zastosować te słowa do naszej relacji z Panem Bogiem – to tylko cisza rozbija mur zgiełku, który odgradza nas od milczącej Obecności, przed którą stajemy w Eucharystii. Tutaj mamy zjednoczyć się z męką, śmiercią i zmartwychwstaniem naszego Pana – i tego nie możemy czynić byle jak! Dlatego tak ważne i potrzebne jest skupienia przed Eucharystią, i wszystkie chwile ciszy, które pojawiają się w trakcie Mszy Świętej. Odnowiona liturgia może być bardzo pomocna (i szkoda tylko, że księża nie zawsze tę możliwość wykorzystują): przewidzianych jest kilka miejsc, w których należy zachować święte milczenie. Każdy z tych momentów milczenia ma inny charakter i inną treścią powinien zostać wypełniony. Bo liturgia składa się nie tylko z modlitw, nie tylko z działania, ale i z milczenia – milczenia, które ma być otwarciem się na Boże słowo, Bożą łaskę, Boże działanie. Dlatego nie należy się dziwić, gdy kapłan, który przewodniczy zgromadzeniu wiernych, w jakimś momencie liturgii zasiada w milczeniu na swoim krześle i „nic się nie dzieje”. Taki gest jest jak najbardziej poprawny – zalecają go i nakazują przepisy liturgiczne.

Powtórzmy: ważny i potrzebne jest skupienia przed Eucharystią i wszystkie chwile ciszy, które pojawiają się w trakcie Mszy Świętej. Św. Karol Boromeusz, kardynał i biskup Mediolanu, kierował do swoich kapłanów takie upomnienie: …inny narzeka, że gdy przychodzi, aby się modlić czy też sprawować ofiarę Mszy Świętej, od razu cisną się mu na myśl tysiące spraw, które odrywają go od Boga. Ale zanim udał się do chóru, zanim rozpoczął Mszę Świętą, cóż czynił w zakrystii, jak się przygotował, jakie zastosował środki do zachowania skupienia? Dziś słowa Świętego są chyba jeszcze bardziej aktualne, aniżeli dla jego współczesnych. Przecież – jak mówi piosenka: Nikt dziś nie ma czasu, każdy goni szczęście, na później zostawia to, co najważniejsze. Tempo życia jest coraz większe i dlatego coraz trudniej przychodzi nam „wyhamować” nawet przed Mszą Świętą czy w jej trakcie. A musimy to zrobić!

Mówiła tylko to, co trzeba było powiedzieć i nic więcej… Odpowiadała siostrom: Nie mówcie trzy po trzy. Gdy uważała, że powiedziała za dużo – przepraszała: Widzę, że jestem pełna pychyGdy zaś chciano z nią pogawędzić jedynie dla zabicia czasu, bardzo prędko z uroczą prostotą ucinała rozmowę… Ale czyniła to wszystko w jednym celu. Jedna ze współsióstr ujęła to tak: Jej miłość i pragnienie, aby być z Bogiem przede wszystkim i żyć jedynie dla Niego, objawiały się każdego dnia. Efekt? Inna współsiostra zeznawała: Jej zachowanie się w kaplicy było prawdziwym kazaniem i choć odbywało się bez słów, towarzyszyła mu nadzwyczajna moc. I tej lekcji ciszy i milczenia św. Katarzyny Labouré na pewno wszyscy bardzo potrzebujemy.

Szukajmy więc okazji do ciszy, milczenia i skupienia. Abyśmy przed Bogiem mogli powtórzyć za Psalmistą: Wprowadzam ład i pokój do mojej duszy. Jak niemowlę na łonie swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza (Ps 131, 2). Czyń z nią, co chcesz!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s